czwartek, 22 sierpnia 2024

Wiersze Johanna Christiana Günthera

Poniżej prezentujemy kilka wierszy J.Ch. Günthera w tłumaczeniu Amandy Rożańskiej. Jest to wybór kilku wierszy, które zamieszczone były w broszurze o b. małym nakładzie, wydanym przez nasze Towarzystwo w roku 1996.
Wiersze te przedstawiamy jako jeden z mniej znanych fragmentów historii Strzegomia, a także aby spełnić pewne sugestie uczestników "Spotkań z Historią" organizowanych przez nasze Towarzystwo.

Przy odjeździe z Drezna do swego ukochanego
Śląska 2 września 1719 roku

O wy rodzinne, błogie niwy. 

Pozdrawiam was tysiączny raz! 

Wiem teraz, że Bóg sprawiedliwy 

Łagodną ręką wiedzie nas. 

Widząc mój Strzegom bliski taki, 

Już wzbiera radość w sercu mym. 

Jestem jak Grek ów, gdy Itaki, 

Po dniach tułaczki, ujrzał dym.


Pieśń studencka

Bracia, weselić nam się dziś,

Dopóki wiosna w krąg, 

Póki młodości promień lśni, 

I wabi zieleń łąk!

Mary i grób czekają tuż...

Ten włoży przecie wieniec z róż, 

Kto w czas rwał kwiecia pąk.

Naszego życia szybki bieg 

Nie znosi wszak wędzidła. 

Zazdrosnych Parek wartki ścieg 

I lotne śmierci skrzydła. 

W dal lata umykają już, 

I może gdzieś nam rzeźbi nóż 

Kształt trumiennego rygla?


Gdzież, ach, są ci, powiedzcie mi, 

Co tak niedawno jeszcze, 

Tak samo jako teraz my, 

Miłosne czuli dreszcze?

Pokrył ich piach, odeszli stąd, 

W jakiś nieznany, obcy ląd, 

W kostuchy wpadli kleszcze.


Praojców kto chce tropić ślad, 

W mogił niech szuka ciszy.

Zmurszałych kości, dawnych dat 

Odpowiedź tam usłyszy.

Zanim się ozwie ranny dzwon 

Z wyroku niebios szybki skon

I spoczniem w grobu niszy.

Lecz teraz młodość kipi w nas, 

Niebo niech losy waży.

Dziś piwa moc zwycięży nas, 

Tak to robili starzy.

Lecz dość! Bo w gardle sucho mi! 

Nie leńcie także się i wy, 

Tak dawny zwyczaj każę!


Podnoszę w górę kielich swój 

Za zdrowie twe dziewczyno! 

Twój liścik niesie szczęścia zdrój, 

Wnet troski me przeminą.

Dołączcie do nas póki czas, 

Niech mocny napój krzepi was, 

Niech żyje boskie wino!



Kiedy 25 września 1719 roku przybył znowu do Świdnicy

Miasto mej Leonory, ongiś tak bliskie nam.

Jak głęboko mnie wzrusza dziś widok twoich bram! 

Nie raz szedłem tędy, tuląc jej dłoń czule.

Widzę dom, gdzieśmy sobie składali wyznania. 

Przez sześćdziesiąt niedziel, dzięki tej tam altanie, 

Wywodziliśmy straż w pole.


Witam was po tysiąckroć łąki, kwiaty drzewa.

Czy poznajecie tego, co wam pieśni śpiewał

I kradnąc całusy wiele rymów zużył?

Wspomnijcie letnie noce, upojnych pełne snów! 

Gdybyż na me życzenie chciały powrócić znów. 

Żadna się nie powtórzy.

Kędy odnajdę teraz me słodkie kochanie?

Zdradzi zwichrzana trawa, gdzie miała posłanie?

Nie słyszę kroków, pustką zieją pokoje.

Jak smętny zdasz mi się ogrodzie już nie ładny! 

Miałeś nas dwoje. Po cóż czekam sam, bezradny.

 Ach, przywróć nas tutaj oboje!

Odsyłasz mnie ku miastu. Lubić je już nie sposób: 

Miejsca drogie hańbi obecność obcych osób, 

Tam, gdzie byliśmy my, i nic prócz miłości.

W tak krótkim czasie tyle zmian. Ach, na miły Bóg! 

Co czeka mnie tu jeszcze? Gdybym to wiedzieć mógł. 

Gdzieżeś miasto mej młodości!

Przemierzam kościół, ulice, szukam na rynku, 

Szukam, gdzie jej nie znajdę. Nie mam odpoczynku. 

Wołam ku murom - głuche ich gładkie lico.

Wznoś się świdnicki grodzie, jak Feniks z płomieni. 

Niech się marmur, miedź, złoto na fasadach mieni, 

Mnie nie jesteś już Świdnicą.

Do Leonory

Myśl o mnie i raduj się z tego, 

Co szczęsny los przyniósł w dani. 

Nadszedł czas rozstania naszego, 

Będziem znów próbie poddani. 

Prawdziwie wiemy wzywam cię 

Bądź stałą i pamiętaj mnie!

Pomyśl, że przeminęły dni 

Co niosły nam wciąż udrękę, 

Kiedy nas dławił lęk, piekły łzy, 

Rozkosz zmieniała się w mękę. 

Wspomnij altanę, dom i sad, 

Gdziem serce ci darował rad.

Wspomnij to nasze pożegnanie, 

Tamtej nocy krótkie chwile, 

Ku niebu słaliśmy błaganie, 

Żalu przeżyliśmy tyle.

Pamiętaj, że wśród wielu skarg 

Przysięgem słyszał z twoich warg.

Myśl o mnie o rannej godzinie, 

I kiedy słońce zachodzi.

Myśl o mnie w domu, w krzątaninie, 

Mój obraz trud ci osłodzi.

Gdy trwoży cię coś ogromnie, 

Najlepsza rada - myśl o mnie.

Pomyśl o przyszłych, radosnych dniach, 

Kiedy spełnią się marzenia, 

Wejdziemy pod domu wspólny dach, 

Wierność zwycięży cierpienia. 

Małżeństwo słodka zapłata 

Za wszystkie nieszczęsne lata.

Pomyśl o naszym miłowaniu, 

Da to nadziei nowych sił, 

Pocieszać będzie cię w czekaniu, 

Wniesie namiętność do twych żył. 

A wreszcie, gdym miły tobie, 

Zawsze i wszędzie myśl o sobie.


Pieśń studencka

Bracie mój, 

Smutek twój

Odnotuj już w stratach. 

Cóż ci brak?

Żyjesz wszak

W swych najlepszych latach.

Kto przed czasem martwi się, 

Tego tu się głupcem zwie.

Starczy, że nas przygnie wiek, 

Trosk przysporzy czasu bieg.

Finał zły 

Grozi ci 

Wskutek własnych błędów.

By ból znikł 

Nie da nikt

Drażnić nerwu zębów.

Ta nasza niedola jest 

Niby potok słonych łez. 

Im mocniej łzy ścierać dasz, 

Tym bardziej cię piecze twarz.

Bracia, któż

Wie, czy już 

Czas nam się wysłużył?

Każdy krok 

Wiedzie w mrok

Ostatniej podróży.

Folguj żądzom póki czas, 

Odwiedzaj bordel nie raz.

Nie wiesz w jaki życia dzień 

Zamajaczy truchła cień.

Wierz mi, że 

Nie są złe 

Epikura mowy.

Światła myśl 

Także dziś

Rwie ciemnot okowy.

Tam, gdzie zabobonu jad 

Ludzkie dusze truje rad, 

Kierując pospólstwa czerń 

W nierozumnych błędów cień.

Taka noc

Daje moc 

Żyć wolnością całą.

Gwiazda lśni

Kiedy my

Ogień krzeszem śmiało.

Wprawdzie z gliny jest nasz dzban, 

Ale kiedy ruszy w tan, 

To zagłuszy świerszczy chór, 

Fochy gna do mysich dziur.

Zrozum raz

Uczą nas 

Nawet martwe zioła.

Słuchaj no, 

Jako to

Ostrzega i woła.

Tak jak mija lotny dym, 

Tak mijamy z życiem swym. 

Popiół ukazuje fakt, 

To bytu ostatni akt.

Bierz i pal, 

Żuj i smal, 

Ten tabak angielski.

Choć rzecz ta

Wrogów ma, 

Mnie to smak anielski!

Hej, kosztujcie chmielny płyn, 

Niech nas łączy bratni czyn, 

Chcesz mi przyjacielem być, 

Strumień złoty musisz pić!  

Łyczek ten,  

Trunek ten  

Doda ci radości.

Chłonny brzuch, 

Kolan ruch,

Źródłem wesołości.

Dalej bracia, pijmy wraz. 

Bo w Lipsku spędzamy czas, 

I w tym mieście, co tu kryć, 

Nie na wieki będziem żyć